By znaleźć się za granicą w wielu domach w holenderskim mieście Baarle
Nassau i belgijskim Baarle Hertog, wystarczy czasem po prostu przejść z pokoju
do kuchni. Granica państwowa od wieków płata tu bowiem ludziom figle,
przebiegając przez środek mieszkania, czy sklepu.
Za taki wyjątkowy w skali światowej status Baarle odpowiadają feudalne
spory z XII wieku, w czasie których włodarze, dzieląc się ziemiami zwracali
uwagę na ich żyzność, a nie na położenie geograficzne. Podzielić Baarle zgodnie
z jakąkolwiek logiką próbowano w historii miasta kilka razy, miedzy innymi po
ogłoszeniu niepodległości Belgii w 1830 roku, ale mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić
i czerpać zyski ze specjalnego statusu miasta, w związku z czym gmatwanina granic przetrwała
do dziś.
Baarle najczęściej określa się
miastem- puzzle, bo aż 22 z 26 części belgijskiego Baarle Hertog to enklawy położone na terytorium Holandii. I
jakby tego było mało, na 7 belgijskich enklawach, leżą jeszcze eksklawy
holenderskie.
Granicami w Baarle nikt jednak się nie przejmuje. W przeciwnym razie
życie w miasteczku powodowałoby nieustanny ból głowy, bo metalowe ćwieki i
oznaczenia państwowe nie pokrywają się tu z przebiegiem dróg. Dlatego na tej samej
ulicy często mieszczą się przynależące do Holandii, jak i do Belgii domy.
Mieszkańcy Baarle z chęcią wykorzystują możliwość wyboru adresu do celów
podatkowych. To, do jakiego państwa przynależy dom, zależy po której stronie
granicy znajdują się jego główne drzwi wejściowe, które obywatele Baarle często
przesuwają. Bill Seygers, mieszkaniec Baarle mówi mi, że kilka lat temu
mieszkał w belgijskim domu, ale odkąd założył firmę jego księgowy poradził mu
przeprowadzić się na holenderską stronę. Z takich podatkowych kombinacji podwójne
władze miasta doskonale zdają sobie sprawę. Burmistrz belgijskiej strony, Leo Van Tiburg z dumą mówi mi, że „60% obywateli Baarle mieszka w belgijskich
domach”. Vincent Braam, jego urzędujący kilkaset metrów dalej chwali się,
że „wszystkie sklepy i cały biznes
znajduje się w holenderskiej części miasta”. Po holenderskiej stronie leży
również część belgijskiego urzędu miasta, a w kilku domach i sklepach w Baarle granica
państwa przebiega po środku drzwi wejściowych. „Ci spod 33, mówi mi mieszkanka Baarle, mają bardzo międzynarodowe stosunki” – wskazując na okna sypialni,
które równo na dwie części dzieli granica państwowa. Połowę podatków w Belgii a
polowę w Holandii ze swojego sklepu odprowadza Mieke, bo wzdłuż drzwi wejściowych
przebiega belgijsko-holenderska granica. Chaos z fiskusem nie jest jednak jej
największym zamartwieniem. Ponad 70-letnia sprzedawczyni żali się na częste
utrudnienia w wzywaniu pogotowia. „Jak
człowiek zemdleje to musi dokładnie wiedzieć po której stronie, belgijskiej czy
holenderskiej upadł, bo jeśli zasłabł w Holandii to belgijski ambulans do niego
nie przyjedzie”. Prawdziwymi omnibusami w Baarle muszą być również listonosze,
bo część domów ma podwójne, holenderskie i belgijskie adresy. O to, kto ma
prawo do gaszenia pożaru w holendersko-belgijskich domach często kłócą się też
strażacy.
Dla mówiących tym samym językiem (holenderskim) i żyjących w zgodzie
belgijskich i holenderskich sąsiadów w Baarle granice jednak nie istnieją. I
choć życie w miasteczku przypominającym puzzle stanowi często nie lada
łamigłówkę, to jego mieszkańcy nie chcą tu niczego zmieniać, bo poza
sporadycznym bólem głowy, poplątane granice zapewniają im również światową sławę.
Baarle: Belgian-Dutch jigsaw puzzle town.
In the
Belgian Baarle Hertog and Dutch Baarle Nassau, in order to go abroad, it is often
enough to walk from the kitchen to the living room. For many centuries now, the
state border in Baarle is simply playing around and avoiding any logical or
administrative sense.
This
unique status of Baarle is a result of a number of complex medieval treaties
and land swaps from XII century conducted according to the fertility of the
land, rather than geographical sense. In the XIX century, after Belgium gained
its independence, there were trails to regulate the borderlines but the
citizens were happy and already profiting a lot from the complex town status. Therefore
the bizarre border settlement has been maintained until now.
Baarle is best compared to a jigsaw puzzle
because out of the 26 parts of the Belgian Barle Hertog, some 22 are the enclaves
in the Nerherlands. And if this is was not complicated enough, there are 7 Dutch
exclaves located within the Belgian islands.
However, inhabitants of Baarles don’t really care about the borders.
Otherwise they would suffer from a constant headache, because iron pins and
road signs indicating the borders, are not at all in line with the streets. Hence, there are for
example Dutch and Belgian houses located on the same street, that belongs
sometimes to Netherlands and at another part to Belgium. Citizens of Baarle are
well aware of all the advantages caused by the borderline mess and often change
their addresses to pay less taxes in Netherlands or Belgium. According to the
rules applied in the town, the house cut through by the state border, which is
completely normal there, belongs to the country, where the main entrance doors
are. So even if 2/3 of it is in Belgium, but you enter the building on the
Dutch site, the house has to be registered in Netherlands. Entrance doors
however can easily be replaced what is practiced by many inhabitants of Baarle.
Bill Seygers tells me that he was living on a Belgian site for a few years, but
since he started his business in town, his accountant advised him to move to a
Dutch house. Municipal authorities know really well about he reasons of frequent
door or houses swaps in Baarle. Mayor of Baarle Hertog , Leo Van Tiburg proudly admits that “ 60% of citizens live on Belgian sites” . Vincent Braam, his Dutch counterpart, rushes
to clarify that “most of the shops and
business is situated in the Dutch part of Baarle”. In fact, even one site of Belgian Town Hall
building is in Netherlands, as the borders continue to joke with administration
and people. “The couple living in this
house, under number 33 has a very international relation indeed, as the border
cuts their bedroom exactly in half” – points out to me one Baarle resident.
The borderline also cuts in half the shop of Mieke, but paying taxes in both
countries because of that, is not the biggest worry for a 70 year old shop
owner. She says: “ The worst is when you lose your conscious, because before calling
ambulance, you need to know in which country you actually fainted. Because if
you lie on the floor in Belgium, the Dutch ambulance will not come to help you.” Postmen in Baarle have to be a
geographical geniuses as many houses have both Dutch and Belgian addresses. Fire brigades also often quarrel, who should put the fire down in a Belgian-Dutch
house.
But for Belgian and Dutch neighbours, who after all speak the same language (Dutch), and live
together in piece, the borders don’t exist. And despite the fact that there are
times, when life in Baarle can resemble a jigsaw puzzle, they don’t want to
change it, because the crazy borderlines make them unique and famous around the
world.
No comments:
Post a Comment