Tuesday, May 14, 2013

Palikot w Brukseli - woli władzę niż idee...


   Dla europejskiej prasy najciekawszym aspektem wyborów w Polsce w 2011 roku był wynik Ruchu Palikota. Francuskie, belgijskie, włoskie i inne zachodnioeuropejskie dzienniki „zachwycały się” sukcesem pierwszego polskiego liberała. Komentatorzy nad Sekwaną i Mozą nie mogli wprost uwierzyć, że antyklerykalny i przyjazny gejom Polak nie tylko publicznie przyznaje się do swoich poglądów, ale to właśnie dzięki nim zdobył ponad 10% głosów. Janusz Palikot stał się nie tylko głównym bohaterem artykułów o polskich wyborach w europejskiej prasie, ale zdobył również poparcie wśród wielu polskich emigrantów, których serca i umysły na Zachodzie Europy stały się bardziej otwarte i wolne... Ponad 10% poparcie wyborców w  jednym z największych państw UE, nie umknęło wreszcie uwadze wytrawnych europejskich polityków. Dlatego przywódcy frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim zaczęli zabiegać o względy polskiego liberała. Jako pierwszy z gratulacjami  pospieszył do Polski szef frakcji Europejskich Liberałów (ALDE), były premier Belgii Guy Verhofstadt. “Ostatnie wybory w Polsce pokazały, że rośnie poparcie dla wolnych, i nastawionych na reformy polityków (...) Zaprosiłem Ruch Palikota do udziału w budowie europejskiej koalicji na rzecz celów, które podzielamy z tą partią" – oświadczył w Warszawie Verhofstadt. "Jesteśmy z ALDE jabłkami tego samego drzewa…Nasze polityczne ambicje i cele są zgodne, jestem wdzięczny za zaproszenie do współpracy" odpowiedział mu Palikot. 
   Kilka miesięcy później polski liberał postanowił osobiście odwiedzić europejskie salony, na których zaczął odkrywać nowe możliwości aliansów. W czasie wizyty w Brukseli w lutym 2012 roku, został przywitany przez ówczesnego  przywódcę europejskich socjalistów, Martin’a Schulz’a z takimi samymi honorami, co kilka dni wcześniej premiera Tuska. Z dziubka polskiego liberała w Brukseli spijał również przewodniczący Zielonych, Daniel Cohn Benditt. O względy Palikota przedstawiciele wszystkich 3 frakcji intensywnie zabiegali przez kolejny rok. Na Kongres Gospodarczy do Krakowa ubiegłej jesieni przyjechał Guy Verhofstadt. Zaprezentowane tam pomysły Ruchu: „niższe podatki dla małych i średnich firm, a wyższe dla wielkich korporacji i walka z biurokracją” utwierdziły szefa europejskich liberałów w przekonaniu, że przyszli europosłowie Palikota będą nie tylko „licznymi”, ale również „idealnymi” partnerami w Brukseli. Ale Verhofstadt zbyt wcześnie podzielił skórę na niedźwiedziu. Polski liberał zaczął bowiem coraz bardziej skręcać w lewo. 
   Złudzeń co do intencji Palikota europejscy liberałowie pozbyli się w grudniu, gdy oficjalnym reprezentantem partii w Europarlamencie został Marek Siwiec. Bo choć polski eurodeputowany wystąpił z szeregów SLD, to pozostał we frakcji europejskich socjalistów, a zmęczony nie do końca zrozumiałymi dla niego zabiegami o względy aż tylu europejskich polityków Palikot, z nieukrywaną ulgą i zadowoleniem mianował Siwca swoim reprezentantem w Brukseli. Dla członka frakcji europejskich socjalistów, miejsce przyszłych eurodeputowanych Ruchu Palikota, czy powołanej na europejskie wybory "Europy Plus", od samego początku było jedno. „Choć w 2/3 spraw głosuje tak, jak liberałowie, to są sprawy w których nigdy się z nimi nie zgodzę, np. sprawy podatkowe” – zapewniał dziś w Brukseli Marek Siwiec. Janusz Palikot do tej pory zgadzał się nawet na wspólne finansowanie długu publicznego, wspólny zakup surowców czy wspólną armię w federalnej Europie, za którą bez wyjątków i najgłośniej w Brukseli opowiadają się jednak liberałowie, a nie socjaliści. Ale choć Palikot nie zawahał się nawet napisać przedmowy do polskiego wydania wspólnej książki Guy Verhosftad’a i Daniel’a Cohn Benditt’a  pt.„Dla Europy”, to ostatnio „ktoś” musiał uświadomić mu, że liberałowie (85 członków) i zieloni (58 członków) nawet razem wzięci mają mniej głosów w Brukseli niż licząca 190 członków, druga co do wielkości w Europarlamencie frakcja Europejskich Socjalistów i Demokratów. „Nie da się wszystkim dogodzić, w tej chwili nie tym, którzy chcieli by Pan Palikot chodził ze sztandarem ALDE” – skwitował dziś zmianę upodobań szefa Ruchu, Marek Siwiec. „Filiacja u socjalistów jest zrozumiała z przyjaźnią i sympatią dla liberałów” - tłumaczył, nie do końca chyba sam przekonany i onieśmielony w Brukseli, Palikot. Mniej wpływowych przywódców w Brukseli wystarczy bowiem „lubić”, a wspólnie pracować lepiej opłaca się z tymi, którzy mają większe wpływy... Tym bardziej, że ostatnie wyborcze wygrane lewicowych polityków w Europie oznaczają, że unijne fotele już w przyszłym roku najprawdopodobniej zostaną obsadzone właśnie socjalistami (stanowisko szefa Komisji Europejskiej). Dlatego Palikot woli, jak sam się dziś określił, być „liberalnym lewicowcem” niż „lewicowym liberałem”.
  I tak, czar pierwszego polskiego liberała, dla którego właśnie szeroko pojęta wolność była priorytetem i który tak zachwycił swoimi odważnymi przekonaniami Europę, prysnął tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawił. Wystarczyła niedźwiedzia przysługa „doradcy” w Brukseli:  „są kraje, w których słowo liberał ma dużo nieprzyjemnych synonimów, żeby daleko nie szukać to na przykład nad Wisłą” powiedział dziś zadowolony ze swoje riposty Marek Siwiec. Były polski eurodeputowany SLD zapomniał o jednym, Palikot zjednał sobie polskich wyborców w kraju i zagranicą i został zauważony w Europie właśnie za swoje liberalne, a nie socjalistyczne poglądy. 


                                     Janusz Palikot w czasie wizyty w Brukseli 14 maja 2013r ©Hoslet

No comments: