Pozytywki, misie, marionetki - to całe życie Alana Sernelsa, który po
ojcu odziedziczył najstarszy sklep z zabawkami w Belgii. W jego butiku na Avenu
Louise można znaleźć te same klocki i koniki na biegunach, które istniały 50
lat temu, bo „dobra, sprawdzona zabawka
to taka, która nie wychodzi z mody i dzieci bawią się nią latami” – mówi mi
Alan Sernels. Ukochany samochód czy robot to również, a może przede wszystkim
taki, który nie wyrządzi dziecku krzywdy, dlatego choć u Sernelsa można znaleźć
zabawki z prawie wszystkich stron świata, to nie ma tu produktów z Chin. Według
opublikowanego w maju raportu RAPEX czyli listy produktów, które zostały
wycofane z unijnego rynku, bo stwarzały zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi,
aż 58% takich towarów pochodziło właśnie z państwa środka. 19% wszystkich
niebezpiecznych produktów stanowiły zabawki. Ubranka dla dzieci ze zbyt długimi
sznurkami, którymi maluch może się udusić, albo lalki czy klocki pokryte
toksyczną farbą, to tylko niektóre towary, które zidentyfikowano i wycofano ze
sprzedaży. Kilkanaście takich niebezpiecznych produktów, w tym na przykład źle
skonstruowane wózki dla dzieci, czy zawierająca toksyczne środki odzież
pochodziło z Polski. Ale choć wady w polskich produktach wykryły i zgłosiły w Brukseli inne państwa
członkowskie, to Polska najwyraźniej źle się czuje w roli donosiciela, kosztem
nas wszystkich, konsumentów. Polski Urząd Ochrony Konkurencji
i Konsumentów w 2012 roku zgłosił w Brukseli tyle niebezpiecznych produktów, ile władze
Malty. Zdaniem unijnych ekspertów gromadzących informacje o szkodliwych
towarach, powiadomień z Polski powinno
być co najmniej tyle samo, co z Hiszpanii, czyli ok. 10%. Zgłoszenia z Polski w
ubiegłym roku stanowiły natomiast jedynie 1% wszystkich powiadomień. Dlatego
Bruksela wzywa Warszawę do zaostrzonych kontroli w imię dobra konsumentów. Producenci
zagrażających życiu i zdrowiu towarów z pewnością nie omijają przecież Polski,
tym bardziej, że liczba takich wadliwych produktów, które wykrył unijny system
RAPEX wzrosła w ubiegłym roku o ponad 26%. Ten rekordowy wzrost może świadczyć nie
tylko o tym, że państwa członkowskie, poza Polską, wzięły sobie do serca kontrole towarów, ale
również o tym, że w czasach kryzysu powiększa się grono producentów dóbr,
którzy zamiast na bezpieczeństwo stawiają na jak najtańsze koszty produkcji.
Dlatego zakupy dla najmłodszych najbezpieczniej jest robić w takich butikach,
jak ten u Sernelsa w Brukseli. Sęk w tym, że tam, za uwielbianą przez pokolenia dzieci,
tradycyjną zabawkę, taką jak na przykład konik na biegunach z prawdziwym
końskim włosiem trzeba zapłacić 1400 euro, czyli ponad 5700 zł.
EU market
is flooded with dangerous toys
Teddy
bears, marionettes, positives – toys are the whole life of Alan Sernels, the
heir of Belgium’s oldest toys shop. In his boutique at Avenue Louise, one can
find the same kind of rocky-horses and dolls that have already existed 50 years
ago, because, as he explains “a good toy is the one who stays popular amongst
children throughout generations”. Beloved car or robot should also, and
most of all, not harm a child. That’s why although at Sernels’ one can find
toys almost from all over the world, there are no dolls nor teddy bears from
China. According to published in May new EU’s Rapex report, that contains a
list of dangerous products found and withdrew from the EU market, last year some
58% of all such risky goods came from China. 19%
of all risky products were toys. Children clothes for example had too long
strings, that could strangled a child, dolls and cars were covered with toxic
paints. A few of these kind of products including badly constructed chairs for
children were also produced in Poland. But despite the fact that other EU
countries notified Brussels about dangerous Polish goods, Poland preferred not to
play the role of denunciator, and do so at the cost of consumers. Polish
authorities should have at least, just like, comparable in size Spain, found
and sent to Brussels some 10% of all the notifications about risky products.
Instead their results in this area are comparable
to Malta's 1%. That’s why European
Commission calls authorities in Warsaw for more frequent and efficient monitoring
of goods, as they simply cannot steer clear of Polish market, especially as the number of
dangerous products has increased last year by over 26%. This increase can be
justified not only by the biggest and better controls organized by the members
of the EU (apart from Poland), but also by the fact that during the economic
crisis there are more and more
entrepreneurs who prefer to produce cheap rather than safe goods. That’s why it is much safer to get the toys at boutiques like the one owned
by Sernels in Brussels. Although safety is an expensive thing nowadays. For a beloved by generations of kids, traditional rocky-horse
there, one has to pay over 1400 euro.