Do wczorajszej inauguracji Europejskiej Stolicy Kultury w Mons organizatorzy przygotowywali się cztery lata. Koncerty, iluminacje i pokazy uliczne zapoczątkowały rok, w którym to właśnie w tym belgijskim mieście i w czeskim Pilźnie będzie biło serce europejskiej kultury. Ten szczytny tytuł europejskie miasta przekazują sobie co rok od 1985, gdy po raz pierwszy zaproponowano by w taki właśnie sposób promować europejską kulturę i dzięki temu pomagać w rozwoju miast i turystyki.
W pokryzysowych czasach zaciskania pasa w Europie wydatki na kulturę są jednak szczegółowo kontrolowane i często jako pierwsze padają ofiarą cięć budżetowych, zwłaszcza gdy okazuje się, że nie tylko się nie zwracają, ale są często po prostu marnowane. Takie "niedociągnięcie" wytknięto Mons jeszcze przed wczorajszą inauguracją. Kilka dni przed uroczystym otwarciem obchodów organizatorzy musieli zlecić rozebranie drewnianej instalacji artystycznej. "Dzieło" kosztowało 400.000 euro i po zaledwie kilku dniach istnienia zaczęło dosłownie "walić" się mieszkańcom Mons na głowy...
Na organizację ponad 300 imprez i wydarzeń kulturalnych w tym roku w Mons przeznaczono 70 mln euro. Taki budżet jest prawie dwukrotnie większy niż ten, jaki na swoje uroczystości wydały ubiegłoroczne stolice kultury: 24 mln euro - Ryga i 46 mln euro szwedzka Umea. W pompowaniu pieniędzy w kulturę nie byłoby nic złego, gdyby dzięki temu powstawały nowe miejsca pracy, a turyści faktycznie wynagradzali artystów i gospodarzy nie tylko brawami i nie tylko "jednorazowo". Ale choć taki był zamysł unijnego projektu to "europejskie stolice kultury" coraz częściej porównuje się do olimpiad, które choć prestiżowe, zostawiają goszczące miasta z długami i infrastrukturą, z której po obchodach mało kto korzysta. Raport szwedzkiego urzędu pracy z ubiegłorocznych kulturalnych inwestycji w Umea wykazał, że wcale nie przyniosły one oczekiwanych skutków. Miasto odwiedziło wprawdzie tysiące turystów, ale wcale nie zwiększyło to zatrudnienia. Po rocznych obchodach w Umea pozostały m.in. dwa muzea, hotel i nowe centrum kultury, które już wkrótce mogą stać puste.
Z takich wyników władze Wrocławia, który w w przyszłym roku przejmie od Mons tytuł Europejskiej Stolicy Kultury bynajmniej nie wyciągnęły żadnych wniosków. Wręcz przeciwnie, na przyszłoroczne obchody w Polsce już przeznaczono 800 mln złotych, czyli prawie 200 mln euro. Tyle pieniędzy na swoje kulturalne wydarzenia w 2013 roku nie wydała nawet francuska Marsylia, która do tej pory była najdroższą Europejską Stolicą Kultury, przy czym związane z obchodami wydarzenia i infrastrukturę rozproszono w całym regionie. Inwestycjami w kulturę Wrocław nie zamierza się z nikim dzielić, choć to mniejsze miasta wokół stolicy Dolnego Śląska bardziej potrzebują promocji. W porównaniu do poprzednich europejskich stolic kultury, świętowanych w średniej wielkości, często zupełnie nieznanych europejskich miastach, Wrocław już na starcie ma zresztą całkiem niezłą infrastrukturę. Ale to wszystko organizatorom nie wystarcza. Zgodnie z tak lubianą w Polsce zasadą "zastaw się, a postaw się", musimy przecież przebić innych...Tylko w czym? W organizacji kulturalnej olimpiady, która jak pokazują statystyki już dawno nie przynosi oczekiwanych zysków i rezultatów, a Wrocławiowi, jednemu z najbardziej znanych i cenionych polskich miast zagranicą, wydaje się być najmniej potrzebna...
Inauguracja Europejskiej Stolicy Kultury w Mons ©Hoslet
Inauguracja Europejskiej Stolicy Kultury w Mons ©Hoslet
Inauguracja Europejskiej Stolicy Kultury w Mons ©Hoslet