Friday, August 29, 2014

Niezasłużone plusy Donalda Tuska, najcenniejsze w Brukseli...


   Na kilka godzin przed unijnym szczytem polski premier urasta do rangi lidera w wyścigu do fotela szefa Rady UE, choć sam cały czas twierdzi, że do Brukseli wcale mu się nie spieszy. Za Donalda Tuska unijną sztafetę już kilka miesięcy temu rozpoczęła sama Angela Merkel. Po miesiącach wysiłków "polską pałeczkę" od niemieckiej kanclerz przejął  premier Wielkiej Brytanii, a potem choć trochę od niechcenia, francuski prezydent. Do biegu na rzecz unijnego fotela dla Polaka od samego początku europejskich przywódców zagrzewały też władze w Brukseli, na czele z odchodzącym Przewodniczącym Rady UE , Herman'em Van Rompuy'em i nowym szefem Komisji Europejskiej, Jean Claude Juncker'em. 
   Czym polski premier tak bardzo ujął europejskich przywódców, że Ci zdecydowali wygrać za niego unijny wyścig o władzę? Właściwie niczym specjalnym. Większość zalet, jakie wymienia się przy kandydaturze Tuska to bynajmniej nie zasłużone, a przypadkowe plusy premiera Polski. W unijnej układance zresztą tak, jak w krajowej polityce często bardziej niż kompetencje, liczą się właśnie kryteria polityczne, geograficzne, czy personalne. 
   Donald Tusk jako przedstawiciel europejskiej centro-prawicy doskonale pasuje na stanowiska szefa Rady UE, które ma trafić w ręce polityka reprezentującego zwycięską w Eurowyborach chadecję. Z tych samych powodów, nowym szefem dyplomacji ma zostać koalicjant chadeków, czyli socjalista, a raczej socjalistka, by w ten sposób spełnić jeszcze jeden warunek: parytet. Kandydatura włoskiej minister spraw zagranicznych właściwie jest już przesądzona i dlatego właśnie przewodniczącym Rady UE nie może zostać Kristalina Georgieva. Bo choć nowy szef KE narzeka na mało kobiet w unijnych fotelach, to dwie panie na najwyższych stanowiskach w Brukseli, dla wielu europejskich przywódców byłyby nie do zaakceptowania... 
   Drugim, niezasłużonym plusem Donalda Tuska jest jego pochodzenie. Polski premier idealnie pasuje do unijnej układanki, bo reprezentuje tzw. nowe państwo Unii, w dodatku największe z tzw. nowej "10". Tusk za europejskimi sterami pozwoliłby zatem zachować równowagę geopolityczną.  
   Co więcej, zdaniem brytyjskiego premiera fakt, że Polska nie jest w strefie euro, sprawiłby również, że jej przywódca kierujący pracami "28", dbałby także o równowagę między krajami z i spoza eurolandu. I robił to w dyplomatyczny, cichy i zakulisowy sposób. W zazwyczaj spokojnym i małomównym na unijnych szczytach polskim premierze, europejscy przywódcy widzą bowiem podobieństwo do obecnego szefa Rady UE, Herman'a Van Rompuy'a. 
   Były belgijski premier przygotowując i przewodząc szczytom najwięcej pracy wkładał właśnie w zakulisowe rozmowy z unijnymi stolicami i nigdy nie chciał grać w Europie pierwszych skrzypiec. Donaldowi Tuskowi również przypisuje się takie cechy, choć nikt do końca nie jest pewien, czy w prowadzeniu negocjacji nie będą przeszkadzały mu słabe umiejętności językowe. 
   Na tle wszystkich przypadkowych, ale jednak zalet, ta raczej nieprzypadkowa wada, podobno nie stanowi jednak większego problemu. Tym bardziej, że choć Donald Tusk nie włada  ani językiem Szekspira, ani Moliera, to posługuje się językiem Angeli Merkel. A ta dla niego nie tylko zorganizowała, ale przebiegła większość wyścigu do fotela w Brukseli. Ciekawe, czego będzie oczekiwała w zamian? 


           European Council Audiovisual Service

No comments: