Thursday, June 26, 2014

Europosady (nie) dla Polaków...

   "Kluczem jest wschód - energia, energia - wschód", tak w skrócie polską strategię w powyborczej grze o unijne wpływy podsumowuje eurodeputowany PO Jacek Saryusz-Wolski. On sam został już wybrany na jednego z czternastu zastępców szefa Europejskiej Partii Ludowej w PE. Teraz zabiega o to, by w ramach swojej funkcji otrzymać odpowiednią tekę, która będzie sie zgadzać z najważniejszymi dla Polski interesami w Brukseli, czyli polityką energetyczną i unijną polityką zagraniczną. 
   W nowym rozdaniu Polskę interesuje fotel unijnego komisarza ds. energii lub rynku wewnętrznego dla Janusza Lewandowskiego, albo Jana Krzysztofa Bieleckiego (kandydatura Jacka Rostowskiego na to stanowisko po aferze podsłuchowej raczej nie wchodzi już w grę) i szefa komisji Parlamentu Europejskiego w tych samych obszarach dla Jerzego Buzka. To ostatnie stanowisko jest już praktycznie przesądzone na rzecz Polaka. Jeszcze kilka tygodni temu głośno było również o stanowisku  szefa unijnej dyplomacji dla Radosława Sikorskiego. Minister spraw zagranicznych już przed aferą podsłuchową wiedział chyba jednak, że nie ma sporych szans na fotel Cathrine Ashotn. Na antenie Polsat News tłumaczył bowiem, że "to nierealistyczne, bo wszyscy wiemy, że skoro wygrała Europejska Partia Ludowa, to Wysoki Przedstawiciel będzie socjalistą, a ja socjalistą nigdy nie byłem" 
   Kandydaci z Polski mają szanse na ważne fotele w Brukseli tylko, jeśli będą pasować do zawiłej unijnej układanki, w której liczy się nie tylko pochodzenie narodowe czy polityczne, ale również płeć, mocne wsparcie własnego rządu i cechy personalne. To właśnie tych ostatnich, a nie pierwszych według brukselskich komentatorów brakuje Sikorskiemu. W pewnym stopniu potwierdziły to również nagrania ujawnione przez Wprost. O swoim temperamencie i ciętym języku Sikorski nie musiał zresztą w Brukseli nikomu przypominać. Już kilka tygodni wcześniej, jak mówi dziennikarz Le Figaro spalił się we Francji. "Sikorski uznawany jest za dobrego polityka, ale jego ostatnia krytyka sprzedaży francuskich mistrali Rosji mogła mu zaszkodzić we Francji.." tłumaczy Jean Jacques Melev. 
   O tym, jak trudno zdobyć wysoką pozycje w Brukseli doskonale wiedzą szeregowi, unijni urzędnicy z Polski. W  samej Komisji Europejskiej na 33.039 pracowników, Polaków jest niewiele ponad 1400 (1437). Hiszpanów, których populacja jest zbliżona do naszej, pracuje w Komisji o 1000 więcej (2406), a Francuzów prawie dwa razy tyle, co Polaków (3212). Połowa zatrudnionych w Komisji Europejskiej Polaków to sekretarki i obsługa techniczna. Jak tłumaczy sprawujący tu najwyższe stanowisko dyrektor generalny z Polski, w unijnej karierze, samo zdanie urzędniczego egzaminu często nie wystarcza. Jan Truszczyński, który sam często decyduje o unijnym personelu mówi wprost: "swoiste poparcie ma zatem czasem miejsce ale to jest poparcie w postaci dobrego słowa...".  I właśnie brak takiego poparcia zarzucają naszym władzom polscy kandydaci na unijne stanowiska.  Polska urzędniczka w Komisji Europejskiej, Maria Głowacz nazwiskami utalentowanych, perfekcyjnych kandydatów z Polski, którym zabrakło wsparcia rządu sypie, jak z rękawa: "każdy rząd dba o swoich pracowników; w pewnym sensie istnieją tak zwane lobbowania, i my tu rzeczywiscie mamy pewne opóźnienie w tej kwestii" przyznaje Głowacz. 
   Dlatego w tym rozdaniu najważniejszych unijnych stanowisk Polacy mogą znów zostać odprawieni z kwitkiem. Jeden z polskich dyplomatów w Brukseli, na pytanie, to na co liczy Polska, kilka godzin przed unijnym szczytem odpowiedział mi: "na to, co zechcą nam dać".  Szkoda, że polska strategia jest tak mizerna, bo o tym, że warto pomagać i promować swoich w Unii świadczą działania innych europejskich rządów. One już dawno przekonały się o tym, że promowani przez nich rodacy  na unijnych stanowiskach w Brukseli dbają o to, by unijne przepisy były korzystne i zbieżne z interesami krajów, z których pochodzą. 








                  foto: european parliament audiovisual unit





Euro-posts (not) for Poles...

   The key is "East - energy, energy - East", this is how Polish MEP, Jacek Saryusz Wolski sums up  Polish strategy in the EU game for the EU's top jobs. He, himself has already become one of 14 EPP's vice-presidents and now tries to get an important for Poland portfolio, such as energy or foreign affairs.
   In the new EU staffing in Brussels Poland aims to get the EU comissioner for energy or internal market, or the European Parliament committee's chair in the same area. Current Polish commissioner, Janusz Lewandowski or Jan Krzysztof Bielecki is mentioned to be the candidate for the EC post, and Jerzy Buzek for the EP committee chair. The highest post in the EU hierarchy, that Poland is aiming  at  is the chair of High Representative. However, the Polish candidate for the post, Radosław Sikorski even before the so called "taping scandal" was himself doubting his chances.  "It is unrealistic, as we all know that since the EPP won the European elections and hence will take the EC chair, the post of the High Representative will probably be given to a socialist and I am not a socialist", Sikorski told Polsat News.
   Polish candidates have chances to get important EU jobs only if they match a complicated EU jigsaw, which is played during the recruitment for the top posts in Brussels. For that, they not only have to  represent an appropriate country, but also political party or sex. They also have to have a clear backing from their government and personal features needed for the job. According to some experts and commentators in Brussels its the last two criteria that finally weigh the most, and that the Polish diplomacy chef  doesn't have. And he has clearly confirmed it in the taping scandal.  The temper and sharp tounge of Sikorski though have already been known to european partners before. As Brussels' correspondent of Le Figaro confirms, Sikorski has already burnt his candidature in France few weeks ago: "Sikorski is known to be a good politician, but his recent  criticism of the French Mistrals sold to Russia, could seriously harm him in France" says Jean Jacques Melev. 
   How difficult it is to get a high rang EU post is well known to many EU functioners from Poland. As after 10 years of the EU membership in the European Commission there are only 1437 Poles. At the same time, Spain which size is comparable to that of Poland has almost 1000 more people there, and France two times as many as Poland (3212 French EC workers). Furthermore,  over a half of the Polish people working at the EC are secretaries and technical assistants. As Polish EC's Director General explains that in the EU career, passing an exam is often not enough to get a high rang EU post. Jan Truszczyński, who often chooses the EC personnel, admits that "a specifiq backing does take place here sometimes, even if it is only a good word sometimes it matters". And this "good word" is exactly what the Polish candidates are missing in their EU career. Maria Głowacz, Polish EC functioner knows many examples of talented, perfect candiates from Poland who missed their chance in Brussels only because they had no political support from the Polish government.  "Every gouvernmet takes care of its candidates, there is in a way a form of a lobbying happening here, and Poland is lagging behind in such practices" says Głowacz. 
   And that's why in the current EU top jobs recruitment the Poles may one more time finish with nothing special at all.  Just few hours before the EU summit one Polish diplomat told me that "the Polish strategy is to take whatever they propose to us". If it is a true, then it is a real shame for the Polish government to not understand something that is so widely understood and practiced by other governments across Europe. And what is a very simple rule, that people who get the EU jobs with the government backing, once in Brussels make sure that the EU regulations and policies they are working on, are beneficiary for the national authorities who helped them with their EU careers.  



Monday, June 23, 2014

"Baltops 2014", czyli prężenie muskułów na Bałtyku...

  Ćwiczenia Baltops Amerykanie zorganizowali w tym roku już po raz czterdziesty drugi. Pierwszy raz amerykańskie manewry na Bałtyku odbyły się w 1971 roku. Pomimo upływu lat i jak wydawało się jeszcze do niedawna wielu zmian na scenie międzynarodowej, atmosfera towarzysząca sprawdzaniu zdolności współpracy marynarek wojennych w ciągu ostatnich dwóch tygodni miała wiele wspólnego właśnie z tą z lat 70. i 80. Ćwiczenia, w których uczestniczyło  30 okrętów i 52 statki powietrze z 14 państw, w tym krajów nie będących członkami NATO, jak Szwecja, Finlandia, czy Gruzja można uznać bowiem za celowy pokaz siły, związany z kryzysem ukraińskim.  "Nie jestem pewny czy powracamy już do konfliktu Zachodu ze Wschodem, ale na pewno nasze ćwiczenia są i będą przydatne w przyszłości" mówił mi głównodowodzący Baltops 2014, admirał Rick Snyder. 
   Bo choć głównym celem Baltops od zawsze było sprawdzenie umiejętności współpracy marynarek sojuszników i "amerykański nadzór sytuacji na Bałtyku", co w tym roku po raz kolejny podkreślał Snyder, to do tej pory Amerykanie do swojej kontroli Bałtyku często zapraszali również Rosję. Tym razem, ze względu na kryzys ukraiński zaproszenie dla rosyjskiej floty zostało jednak wycofane.  
   Baltops bez swojego udziału Rosjanie uznali za prowokację. Wiceminister spraw zagranicznych Władimir Titow powiedział rosyjskiej agencji prasowej Interfax, że ćwiczenia organizowane przez Amerykanów "zwiększają napięcie w i tak już trudnej sytuacji i jeśli Nato będzie kontynuowało swoją ekspansję, to Rosja zostanie zmuszona do podjęcia wszelkich działań politycznych i wojskowych, by bronić swoich granic". Rosjanie nie tylko skrytykowali ćwiczenia sojuszników, ale zorganizowali równoległe manewry tuż pod ich nosem, w obwodzie kaliningradzkim. I w ten  właśnie sposób na Bałtyku rozpoczęło się prężenie muskułów, a przygotowane na ćwiczenia scenariusze nagle stały się jeszcze bardziej realistyczne.  "Spodziewaliśmy się takiej ich odpowiedzi. Na razie nie zauważyliśmy niczego groźnego, to typowa rosyjska reakcja na ćwiczenia sojuszników" tłumaczył mi Craig Clapperton, dowódca amerykańskiego okrętu Mount Whitney.  "Typowa" oznacza również, że w czasie ostatnich dwóch tygodni Rosjanie często nie informowali natowskich sił o swojej nawet bardzo bliskiej obecności. "Jeśli tam są Rosjanie, to oznacza, że nie zaprosili mnie na swoją imprezę" żartował Chris Cookson tłumacząc, jak działają radary amerykańskiej marynarki...W dniu, w którym obserwowałam manewry na pokładzie brytyjskiego okrętu Montrose, popłoch załogi wzbudził natomiast przelot tuż nad naszymi głowami rosyjskiego samolotu.  "Faktycznie widzieliśmy ich. Ten samolot też tam sobie latał, oglądał…" relacjonował mi potem również uczestniczący w Baltops ,kapitan polskiego okrętu ORP Flaming, Piotr Pasztelan. "Najważniejsze, że z przeszkodami, czy bez, osiągnęliśmy nasze cele", uspokajał Matthew Dickinson z Mount Whitney. `I choć sprawdzanie zdolności wojskowych w takiej, niemalże zimno-wojennej atmosferze mogło mieć nawet swoje plusy, to lepiej byłoby, gdyby z tych przetestowanych na Bałtyku umiejętności nie trzeba było skorzystać...












Flexing muscles on the Baltic Sea at "Baltops 2014"

   "Baltops 2014" was the 42nd edition of the annual military exercises, organised by the United States Naval Forces Europe since 1971. But despite the long history and time passing away, the atmosphere in which the last weeks maneuvers on the Baltic see were held, resembled the ones of the 80s and 90s. The very participation of some 30 warships and 52 aircrafts from 14 states, including non Nato countries such as Sweden, Finland and Georgia, have already been linked to the Ukrainian crisis and hence treated like the Allies power demonstration.  "I'm not sure, if we can talk about East - West conflict yet, but our exercise for sure are and will be relevant", said the Baltops 2014 commander, Admiral Rick Snyder. 
   The main purpose of Baltops, since its start have always been to train cooperation skills of the allies' navies in potential real world crisis, but also "to control the Baltic sea", as repeated one more time, by its current commander, Risk Snyder. That's why "American-led maneuvers" were never warmly welcomed by the Baltic power, Russia. And in order to avoid controversies Russian navy was often invited to take part in Baltops. This time however, because of the Ukrainian crisis, the invitation for the Russians has been withdrawn. 
   Baltops without its participation, Russia has immediately called a "provocation". Deputy foreign affairs minister, Vladimir Titov told Russian news agency Interfax, that they "increase tension in already difficult situation, and if Nato will continue its expansion, Russia will be forced to take all possible political and military actions to protect its borders". Russia did not only criticise the allies manouver, but they also organized their own ones, just next to them, in the Kaliningrad region. And this is how the flexing muscles on the Baltic started, and how the scenarios prepared for the excersise have out of a sudden became much more realistic. "We expected such response from them. So far we haven't seen anything dangerous, this is a typical russian reaction to allies exercises" explains the captain of Mount Whitney, Craig Clapperton. But "typical" also means that during the last two weeks, Russian navy hardly ever notified the allies about its sometimes very close presence. "If there are Russians there, it means they haven't invited me to their party", joked one of the American Mount Whitney crew member, when explaining how their radars work…On the day, when I was observing the maneuver on the board of the British warship, Montrose, the crew panicked for few seconds, when an unidentified Russian aircraft flew just few hundreds meters above our heads. "Indeed we saw them. And we also saw that plane, who was flying over, watching us", admitted Piotr Pasztelan, Polish captain of Flaming warship, also participating in Baltops. "The most important is that with the obstruction or without it, we met all our goals", captain Matthew Dickinson from the  Mount Whitney was trying to calmly sum up the maneuvers. But although testing cooperation skills in case of a real world crisis, in an almost cold war atmosphere, could be qualified as advantageous, it would of course be much better, if such military abilities didn't have to be soon used for real...



Thursday, June 12, 2014

Europarlament chce surowszych kar za ustawianie meczów

    Rozpoczynające się dziś Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej mogą odwrócić na chwilę uwagę od unijnych wydarzeń, choć mundialowej atmosfery nie da się nie zauważyć ostatnio także w Brukseli.  Europosłowie bynajmniej nie przychodzą jeszcze do pracy w piłkarskich koszulkach czy korkach, ale zdecydowanie zwiększyli ostatnio swoje wysiłki by pomóc piłkarzom w walce z korupcją i ustawianiem meczów. Plaga futbolowych oszustw coraz bardziej opanowuje bowiem Europę, a w czasie Mundialu może wreszcie przyciągnąć większą uwagę. 
   Według danych Europolu, między 2008-2011 rokiem nawet 680 meczów mogło zostać ustawionych. W samym sezonie 2013-2014 o korupcję podejrzanych było ponad 460 rogrywek piłkarskich. To oznacza, że liczba ustawionych meczów mogła wzrosnąć nawet o połowę. "Walkę z korupcją w sporcie staczamy nie każdego roku, każdego tygodnia, czy każdego dnia, ale każdej godziny. Nawet w tym momencie, gdy rozmawiamy, ktoś na świecie próbuje wpłynąć na wyniki rozgrywek sportowych. Korupcja ma coraz bardziej zaawansowany kształt. Ustawia się już nie tylko wyniki najważniejszych meczów, ale również rozgrywki na niższym szczeblu. Co więcej graczom z góry narzucane są ustalenia, ile goli, i w której minucie meczu mają przepuścić. Dlatego jeśli nic z tym nie zrobimy, to ten wirus całkowicie zniszczy futbol i cały sport" mówi mi szef Federbet, Francesco Baranca. 
   Ustawianie wyników meczów stało się jeszcze bardziej lukratywne, gdy zakłady sportowe trafiły do internetu. Szacuje się, że obstawianie wyników rozgrywek sportowych na całym świecie rocznie generuje ponad 500 mld dolarów. 10% z tej kwoty zdaniem Federbet to wynik korupcji. Oszustw w meczach piłkarskich przybywa z różnych powodów. Tych w najniższej lidze, bo brakuje kontroli, a pozostające na granicy bankructwa kluby nie potrafią odmówić łatwych pieniędzy. Ustawianie rozgrywek na wyższych szczeblach winowajcom też uchodzi na sucho, bo jak tłumaczy Baranca "nawet jeśli doszło do korupcji, to większość narodowych federacji obawia się splamienia dobrego imienia swojej ligi i woli przymykać na nie oko. Dużą odpowiedzialność za taką sytuację zresztą ponosi sama UEFA".  
   Dlatego piłkarzom i ich kibicom postanowili pomóc eurodeputowani. "Przegłosowaliśmy już rezolucję wzywającą Komisję Europejską do opracowania zaostrzonych unijnych przepisów zakazujących zakładów sportowych w rozgrywkach młodzieżowych, czy też zakładów skłaniających do korupcji np. dotyczących tego kto dostanie jako pierwszy żółta kartkę. Chcemy również surowszych kar za ustawianie meczów", tłumaczy belgijski eurodeputowany Marc Tarabella. Na apele europosłów i niepokojące dane zebrane przez Federbet już odpowiedziała FIFA, zlecając organizacji nadzorującej zakłady sportowe kontrolę przepływu pieniędzy na kontach wszystkich reprezentacji uczestniczących w Mistrzostwach Świata. Taki nadzór pewnie nie powstrzyma korupcji, ale przynajmniej pozwoli szybciej ją wykryć. Informacje o możliwym ustawieniu meczów kwalifikacyjnych ostatnich Mistrzostw Świata w Afryce Południowej wyszły na jaw dopiero teraz, czyli cztery lata po fakcie. 










European Parliament wants more sever EU rules to fight against match fixing...

   As the World Cup starts, "Mundial" atmosphere can also be felt in the EU institutions. Members of the European Parliament have not changed their suits for football t-shirts or shoes yet, but they used the good timing to raise the problem of corruption in sport. And as match fixing is becoming a real plague in Europe, European Parliament is calling on the member states and European Commission to prepare more severe EU rules to fight corruption in sport. Examples of it are more than obvious. 
   According to Europol, whereas between 2008-2011 some 680 match-fixing was detected, in the season of 2013-2014 already some 460 cases of such behavior have been noticed, which means an increase of over 50%. "It's a fight we have to face not only every year, or every week, but every day. Even at this moment now somebody in the world is trying to fix the results of sport games. That's why if we don't stop this virus it will completely destroy sport" says Federbet chef, Francesco Baranca.
   Match-fixing became even more lucrative activity as the bets have become popular online. The annual turnover from sports bets worldwide at the moment is estimated at over  500 billion dollars. Some 10% of it can be of criminal origin. And although toxic matches are often identified by Federbet and other organizations, their findings are not pursued by the national federations. "They don't want to reveal that as they are afraid it will spoil the image of the whole competition. UEFA is also to blame in advising such behavior" says Baranca. 
   That's why members of the European Parliament try to help the footballers and their supporters to fight against match fixing. "We have already voted a resolution calling the states and the EC to prepare stricter rules and fines for match fixing. We had proposed the ban on bets for youth matches and ban on criminogenic bets, such as betting on who will make the first throw-in or obtain a yellow card", explains Belgian MEP, Mark Tarabella.  The calls of the European Parliament and Federbet have already been heard by FIFA, as it asked Federbet to conduct controls over financial flows around each match of the World Cup. And although such controls will not stop the corruption all together, but it can speed up its identification. The main goal of it is to not face a situation that took place few weeks ago, when the possible match fixing during the qualification matches at the World Cup in South Africa was detected and leaked to world media some four years later after the events took place.